Nie pamiętam kiedy ostatnio jeden z moich klientów zdenerwował mnie tak bardzo, jak zrobił to jeden z umówionych na dziś kontrahentów. Kolega, który początkowo zajmował się sprawą klienta bardzo poważnie zachorował i poprosił mnie, bym to ja zajęła się jego spotkaniami. Maciek bardzo często pomagał mi w moich problemach, chętnie służył dobrą radą i wsparciem, dlatego nie widziałam powodu, żeby odmawiać jego prośbie. Zasłużył na moją pomoc, a ja jestem fair w stosunku do osób, które traktują mnie należycie.
Przed wyjazdem na spotkanie zapomniałam uprzedzić klienta, że to ja będę prowadziła jego sprawę, bo dotychczasowy koordynator ds. sprzedaży Szczecin jest niedyspozycyjny. Jak gdyby nigdy nic wsiadłam w samochód służbowy i z uśmiechem na twarzy pojechałam na miejsce spotkania. Ze względu na duże korki na spotkanie dotarłam z dziesięciominutowym spóźnieniem, jednak miałam nadzieję, że klient mi je wybaczy.
Niestety, klient okazał się być najmniej kulturalnym i najbardziej niemiłym mężczyzną, jakiego miałam okazję spotkać. Gdy zobaczył, że na miejscu umówionego koordynatora znalazłam się ja, otwarcie powiedział, że nie ma zamiaru ze mną rozmawiać, bo z reguły nie omawia spraw biznesowych z kobietami. Gdy usłyszałam te słowa pełne zniewagi prawie się zagotowałam od środka, jednak wszystkimi siłami próbowałam uspokoić swoje nerwy. Poprosiłam klienta o pięć minut dla mnie, po których mógł zdecydował czy chce wysłuchać mnie dalej czy wychodzi z restauracji. Ten bufon w ogóle nie chciał mnie słuchać i żal mu było nawet pięciu minut na rozmowę ze mną!